Smoleńsk – prawda czy science-fiction?

smolensk

Premiera filmu „Smoleńsk” odbyła się 5 września 2016 roku. Przybył na nią między innymi Jarosław Kaczyński oraz Prezydent Andrzej Duda. To film głośny, wzbudzający kontrowersje zanim jeszcze trafił na ekrany kin. Wiadomo przecież, że dotyczy katastrofy, jaka wydarzyła się 10 kwietnia 2010 roku. To wtedy rozbił się samolot rządowy a śmierć poniosło 96 osób, jakie były na pokładzie. Wśród nich była para prezydencka (Maria i Lech Kaczyńscy) oraz grono poważanych polityków.

Sam film reżyserował Antonii Krauze więc spodziewać można się było naprawdę dobrej produkcji. Po wyjściu z kina mam jednak mieszane uczucia. Ale o tym za chwilę.

Zacznijmy od początku. Sam reżyser twierdził, że pragnął stworzyć dzieło, które obrazowałoby ogrom tragedii, jaka wydarzyła się w Smoleńsku. Jego zdaniem, wypadek był najbardziej tragicznym wydarzeniem w Polsce od czasów II wojny światowej. Jak podkreśla, czuł też, że to obowiązek, by stworzyć takie dzieło. Czuł dosyć silną presję obywateli. Chciał pokazać prawdę, ponieważ przez lata powstała niezliczona liczba mitów na temat wypadku. Co więcej, nadal przecież prowadzone jest w tej sprawie śledztwo.

Siadając w sali kinowej, rzeczywiście czułam, że biorę udział w czymś ważnym. Dało się wyczuć jakąś podniosłą atmosferę, zupełnie inne nastroje aniżeli wtedy, gdy z grupą przyjaciół wybieram się na komedię. Widziałam, że inni, którzy przybyli na film odczuwają podobnie.

Jaka jest więc moja opinia po obejrzeniu filmu „Smoleńsk”? Mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony nie dowiedziałam się niczego nowego, zresztą nie mogłam się tego spodziewać, bo przecież śledztwo jest nadal w toku. Co mnie urzekło to fakt, że autorzy dzieła nie pokusili się przedstawiać ewidentnych kłamstw a film oparli na faktach, które już udało się ustalić. Z tego co wiem, scenarzysta korzystał z opinii komisji i ekspertów, którzy działają w tej sprawie. Nie dał się natomiast omamić presji tych, którzy tworzą na temat wypadku wyśnione teorie. I widać to na obrazie – jest naprawdę rzeczowy.

Stworzona fabuła nawet mnie zaciekawiła. Głównym wątkiem, oprócz oczywiście samej katastrofy, są poczynania dziennikarki, która zagadkę tragedii smoleńskiej chce rozwikłać.

Ucieszyła mnie również obsada – dawno nie widziałam na dużym ekranie Ewy Dałkowskiej, która wcieliła się w postać Pierwszej Damy.

Nie ma wątpliwości, że „Smoleńsk” to film, który powinien zobaczyć każdy Polak. Może nie ma w nim nic odkrywczego, ale ogromnym plusem jest to, że można przypomnieć sobie wydarzenia sprzed 6 lat. Co więcej, można zobaczyć tragedię w oparciu o fakty. Bo przyznajmy, że niestworzonych historii na jej temat powstało już tyle, że trudno zorientować się, co rzeczywiście jest prawdą.

Z tego co wiem, sale kinowe pękają w szwach. Mi udało się kupić bilet poprzez internetową rezerwację, z dużym wyprzedzeniem. Myślę, że będzie to produkcja, która za parę lat będzie obowiązkową lekcją historii dla każdego Polaka. Nie ma w niej typowego dla fabuły przerysowania. Czasem ma się wrażenie, że ogląda się dokument.

Zobacz także:




14 Komentarze

  1. Ja nie mam czasu kupić sobie filmu na blu-ray a co mówić o chodzeniu do kina. Kto ma na to czas? Swoją drogą nie kręcą mnie takie filmy i wolę obejrzeć jakiś konkretny film akcji. Dobrze niech powstają Polskie filmy i Polskie kino niech się rozrasta o nowe tytuły tylko żeby tyle przybywało filmów co „talentów” to może byśmy dorównali światowym hitom.

  2. pisowski gniot nad którym nawet nie warto sie pochylić. Jarosłąw w końcu ma film godny swojej wybujałej fantazji. Sam jest współwinny tej katastrofy. Mały człowieczek.

  3. Czytając te wasze komentarze to aż nie chce się myśleć co by było w obliczu wojny. Podziały nie zaniknęłyby w sytuacji totalnego zagrożenia nie mówiąc już o klęskach żywiołowych. Ehh co z tymi ludźmi się robi…..

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*